Kocham pana Terminatora
Czekałem na ten film i czekałem aż w końcu nadeszła premiera, którą olałem sikiem prostym. Zniechęciły mnie druzgocące recenzje znajomych i poważanych krytyków filmowych (w sumie to jedno i to samo). Dopiero wczoraj, zmęczony 15-godzinnym graniem w Wiedźmina, pomyślałem sobie, że nie mogę tyle pracować i powinienem się zrelaksować. Patrzę na repertuar. Jest Terminator Genisys. No pójdę, pomyślałem sobie. Najwyżej napiszę tekst o tym, że dziś już się nie robi dobrego kina akcji.
Czego się spodziewałem?
Pamiętając, że pierwszy Terminator był o zabójcy z przyszłości, który miał zabić niezapłodnioną matkę przyszłego lidera ruchu oporu…
Pamiętając, że drugi Terminator był o zabójcy z przyszłości, który chciał zabić matkę i syna…
Pamiętając, że trzeci Terminator był o zabójczyni z przyszłości, która chciała zabić syna i jego dupę…
Pamiętając, że czwarty Terminator nie miał w ogóle fabuły i do dziś nikt nie wie o czym był ten film…
…spodziewałem się, że zobaczę film o zabójcach z przyszłości, którzy chcą zabić matkę i syna.
Zabity trailerem
I wiecie co? Dostałem to, czego się spodziewałem. A nawet lepiej, bo to był pierwszy Terminator, w którym był pomysł na fabułę, zwroty akcji i nawet cholernie sensownie wytłumaczono wiele wątków.
Wychodząc z kina nie rozumiałem, dlaczego film spotkał się z taką krytyką. Aż zobaczyłem trailer, bo wcześniej nie oglądałem.
Jeśli właśnie obejrzałeś trailer, to nie masz po co iść do kina. Wszystko stało się jasne. To trailer zabił film. Są na nim pokazane wszystkie (co do jednego) najważniejsze zwroty akcji. Nie pojmuję, jak można było tak spieprzyć widzom oglądanie filmu. Debile z marketingu wszystko schrzanili.
Uśmiechnąłem się pod nosem, bo gdy przed tygodniem zapowiadałem swoją książkę, pierwsza wersja tekstu zaczynała się od akapitu, w którym opowiadam czym/kim jest THORN. Miałem też opowiedzieć więcej o czym są poszczególne części książki, ale w ostatniej chwili zadałem sobie proste pytanie: czy ktoś, kto kupuje książkę przed premierą chce o niej dużo wiedzieć? Chyba nie.
Wyszedłem z założenia, że tacy czytelnicy chcą niespodzianki. Chcą być pierwsi, bo nie interesują ich szczegółowe opisy. Oni biorą książkę w ciemno, doskonale rozumiejąc, że mogą to być utopione złotówki, ale mówi się trudno. I wiecie co… ja od dziś przestaję oglądać trailery. No chyba że ktoś wcześniej zapewni mnie, że nic w nich nie jest zdradzane. Wolę wdupić kasę za bilet, ale mieć pewność, że idę na film, który mnie czymś zaskoczy. W tym tygodniu chcę jeszcze zaliczyć Mission: Impossible. Nie obejrzę trailera.
Terminator został zarżnięty przez trailer, zdradzający najważniejsze wątki, ale nawet to nie tłumaczy tak bardzo negatywnych recenzji, bo do jasnej cholery – czego można się spodziewać po takim filmie? Akcja? Jest. Zabawny Arnie? Jest. Podróże w czasie? Są. Walki robotów? Też mamy. Przejrzałem nie tylko polskie serwisy, ale i zagraniczne, które nie zostawiły na tym filmie suchej nitki.
Jak można iść do kina na film akcji i wyjść zawiedzionym, że dostało się kino akcji? Wcale nie dziwię się aktorom, że przekonał ich scenariusz, bo ze wszystkich dotychczasowych terminatorków, to była najlepsza, najciekawsza i najbardziej rozbudowana opowieść. Owszem, miała parę idiotycznych dziur, ale jeszcze nie było filmu, który z podróży w czasie wyszedł zwycięsko. Idiotyzmy mieliśmy także w Terminatorze 2, który uważam za najlepszy film akcji w historii kina.
Terminator Genisys to cholernie dobry film i jestem przekonany, że w przyszłości będzie wymieniany jako jeden z tych niedocenianych. Mam wielką ochotę iść na niego jeszcze raz, bo nie skumałem wszystkich wątków. Czasami mam wrażenie, że dobrze jest sobie ponarzekać na takie filmy, bo wstyd przed znajomymi zachwycić się nad filmami, które nie mają drugiego dna. Ja na szczęście na takich filmach się wychowałem i dużo bardziej wolę wybuchy, strzelanki i mordobicia niż kolejne wielkie i nudne dzieła o ludzkiej egzystencji.
PS Wczoraj pisałem o Tych wszystkich dziwnych mailach, które od was dostaję.